Razem z przyjaciółmi urządziliśmy sobie Wrocław Night. Około 1 w nocy spacerując po mieście natknęliśmy się na starszego mężczyznę, chudego, ubranego w podartą koszulkę i dziurawy sweterek. Waldi, tak kazał się nazywać, opowiedział nam historię swojego życia. Po tym kiedy nakrył żonę na zdradzie, wszedł w gówno zwane inaczej alkoholizmem. Wcześniej magister ekonomista teraz tułał się po ławkach, był poniżany i bity przez dzieciaki. Nie prosił nas o alkohol, tylko o jedzenie i wejście gdzieś do środka bo marzł. Wzięliśmy Waldiego do domu, daliśmy mu jeść, umył się, dostał koszulkę i bluzę, przespał się w cieple. Rano kiedy wstaliśmy podziękował nam wzruszony stwierdzając że nigdy wcześniej nikt nie okazał mu takiej życzliwości. Chcieliśmy wziąć od niego adres, umówić się jakoś, pomóc mu, zwyczajnie porozmawiać. Odmówił. "Ja umieram dzieciaki, tu już nie da się pomóc, gdybym odstawił umarł bym szybciej niż pijąc dalej... Przynajmniej piwko wypije to i fizycznie i psychicznie pomoże". Poszedł w swoją stronę śmiejąc się bo "co innego mu zostało"? YAFUD«Poprzednia wpadkaNastępna wpadka »
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.