Trzy słowa wstępu: po pierwsze, jestem urodzonym nocnym Markiem i jeśli tylko mogę, funkcjonuję między 12:00 w południe a 4:00 rano. Moja obecna praca mi na to pozwala, bo w biurze muszę być raz w tygodniu. Biuro jest pracownią plastyczną, w której są stojaki na farby, kleje i tym podobne szpeja. Mieści się w mieszkaniu w bloku, a wejście do niego jest za załomem korytarza, w którym jest czujka ruchu włączająca światło. Kiedy wychodzi się z biura, na korytarzu (bez okien) jest kompletnie ciemno i trzeba wyjść zza tego załomu, żeby zapalić sobie światło. Któregoś dnia, kiedy siedziałam do 4:00, a wstawałam przed 7:00, żeby być w pracy o 8:00, byłam tak nieprzytomna, że czułam, że coś złego się zdarzy z tego niewyspania. Kiedy koło 16:00 udało mi się niczego nie zepsuć, uznałam dzień za udany. Zaczęłam odkładać farby na półki i złapałam się na tym, że stoję przed szafą od dobrych kilku minut, szukając miejsca na trzymaną w rękach butelkę soku pomarańczowego. "Ok"powiedziałam sobie, "dasz radę, jeszcze tylko dowlecz sie do pociągu i będziesz w drodze do domu, to nie jest takie trudne". Spakowałam torebkę, ubrałam się, pożegnałam. Wychodząc z biura zamknęłam za sobą drzwi i zostałam na kompletnie ciemnym korytarzu. Zrobiłam krok, żeby pojawić się w zasięgu czujki i włączyć sobie światło i poczułam uderzenie i koszmarny ból. Oszołomiona otworzyłam z powrotem drzwi do biura i trzymając się za twarz, ze łazmi płynącymi z oczu wróciłam na swoje miejsce. Miny koleżanek - bezcenne. Tak, zamiast zrobić krok w stronę korytarza i światła, wlazłam w ścianę i przywaliłam w nią czołem i nosem. Guza mam do dziś. YAFUD.«Poprzednia wpadkaNastępna wpadka »
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.