Było zimne, zimowe popułudnie. Powlokłem się pod plebanię i poszedłem z księdzem na umówioną ulice. Miał tam być drugi ministrant, ale powiedział, że się spóźni. Ksiądz stwierdził, że je*bać to (w skrócie) i zaczynamy. Więc poszedłem do pierwszego domu, by 2 razy wcisnąć ponury dzwonek. Drzwi otworzyła dziwna pani, z psychopatycznym usmieszkiem na twarzy. Za nią stało słynne "Ciacho"(psychiczny facet z łysym kółkiem na głowie, old boy lokalnego klubu), oraz jego brat, z mordą ktora niewatpliwie była dobrym i pewnym środowiskiem pryszczy. Pani (której fryzura najprawdopodobniej kreował jeden z towarzyszy), zalozyła ręce i przerażającym tonem powiedziała -no, sluchamy Jako nowicjusz trochę się speszyłem;byłem sam, a pani troszkę niesympatyczna. Mogłaby grać żonę Azoga (przywodca orków z "Hobbita") , lub zastępować Kobrę (jeśli jej nie znacie, to macie szczęście), byla identyczna. No więc zacząłem dukać, oczywiście roztrzęsionym głosem, któremu dyżo brakowało do Krystyny Czubówny. - wsrod-no-cnej-ci-szy-glos-sie-roz-cho-dzi ( i juz troche pewniej) wstancie pasterze, glos sie wam ro-dzi... Dobrnąłem do końca zwrotki.. ale co to.. mina miłej pani nie wyrażała aprobaty... - no jeszcze jedna. i tu zaczęło sie piekło... -po-szli-zna-le-zli-przywitac-pa-na.... ( teraz stlumionym belkotem) na-na-na-na-glos kaplana! i w tym momencie spojrzałem w oczy "Ciacha". Jego twarz tak mnie onieśmieliła, że po kilku próbach wydobycia głosu zdałem sobie sprawę, że dalej nie znam tekstu. -he-he-he prze-praszam zapomnia-lem dalej he-he ( niestety he-he nie pomoglo rozluznić atmosfery) -śpiewaj inną. (powiedziała pani mrożącym tonem) -doo-obrze, przy-bie-rze-li ... ( dotrwałem do drugiej zwrotki)... Liczenie na uśmiech było naiwne. Kamienne twarze wpatrywały sie we mnie, jakbym właśnie zabił ich matkę. Chyba wystarczyło im mojej obecności. Miła pani wolnym ruchem sięgneła do kieszeni i wyjęła wyraz wdziecznosci, który mówił raczej "weź spie*dalaj". A było to jakże cieszące oko 5 złotych. Grzecznie podziękowałem, po czym zacząłem chyłkiem się wycofywać. Ksiądz nadchodził...
Historia trochę naciągana, chyba gorsze rzeczy mogą się zdarzyć podczas wizyt duszpasterskich :) jednak podoba mi się styl pisania, fajne porównania :)
2
3
prvu | 81.190.179.* | 05 Stycznia, 2015 02:34
mi ministranci nigdy nie śpiewają :C
1
4
boczek | 79.110.203.* | 05 Stycznia, 2015 15:30
Mi to wygląda, jakby ktoś pomylił kolędę, na którą chodzi ksiądz, z kolędą, na którą chodzą kolędnicy (nie wiem, może się nie znam, ale u mnie to zawsze były dwie zupełnie różne rzeczy... I ministranci też nie śpiewali).
W odpowiedzi na komenatrz #3 użytkownika prvu[ Zobacz ]
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.
aaa | 194.42.110.* | 04 Stycznia, 2015 12:18
beznadzieja
ktoś | 89.78.156.* | 04 Stycznia, 2015 17:48
Historia trochę naciągana, chyba gorsze rzeczy mogą się zdarzyć podczas wizyt duszpasterskich :) jednak podoba mi się styl pisania, fajne porównania :)
prvu | 81.190.179.* | 05 Stycznia, 2015 02:34
mi ministranci nigdy nie śpiewają :C
boczek | 79.110.203.* | 05 Stycznia, 2015 15:30
Mi to wygląda, jakby ktoś pomylił kolędę, na którą chodzi ksiądz, z kolędą, na którą chodzą kolędnicy (nie wiem, może się nie znam, ale u mnie to zawsze były dwie zupełnie różne rzeczy... I ministranci też nie śpiewali).