Niedawno udałam się z kotem do weterynarza w celu kastracji. Udało mi się ugadać z weterynarzem, żeby kocur przenocował w zakładzie, w razie gdyby coś się działo. Miałam odebrać go następnego dnia. Niestety coś mi wypadło i w dniu odbioru zadzwoniłam do wujka z prośbą, czy dałby radę odebrać kota. Oczywiście zgodził się i powiedział, że da mi znać jak go odbierze. Po niedługim czasie wujek zadzwonił do mnie i mówi "sierściuch tak się ze*rał, że wszystko tutaj pływa! gó*no wylewa się z transportera na kurtkę, którą pożyczyłem od kolegi i na mój plecak do pracy!". Kiedy kot przybył do domu przeprosiłam wujka za kłopot i zabrałam się za wyjmowanie go z transportera. Gó*no było wszędzie, nawet na suficie w owym transpoterze. Kot miał swoje odchody od grzbietu aż po czubek własnego ogona, w tym trochę na głowie. Umycie go i transportera było nielada wyzwaniem. Myślałam, że zwróce śniadanie wprost do wanny. Na szczęście pomógł mi mój chłopak, który śmiał się ze mnie do rozpoku, bo on sam nie ma węchu! YAFUD«Poprzednia wpadkaNastępna wpadka »
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.