Współczuję temu facetowi...
Nie znosisz swojej pracy, swojego faceta... Czego jeszcze? Swojego życia też? Jeżeli to nie depresja to jesteś na jej krawędzi. Pamiętaj jedno - to nie ktoś wybiera Ci prace i partnera, tylko Ty. To Twoja decyzja gdzie pracujesz i z kim jesteś. Z całego serca życzę Ci, byś wzięła swoje życie w garść, przyjrzała mu się i ukształtowała tak, by mieć prace którą uwielbiasz (albo chociaż lubisz) i faceta którego ze wzajemnością pokochasz.
Podpinam sie do kolegi.
Rozstań się z facetem, a pracę zmień. Proste.
Nie rób z siebie męczennicy.
o ile jest to niezalegalizowany związek zawsze można sobie powiedzieć żegnaj Charlie, jeśli zaś jest to małżeństwo zawarte powagą Kościoła i ktoś na poważnie traktuje słowa przysięgi to nie zostaje nic innego jak o ten związek walczyć i próbować go zmienić na lepszy
To ciekawe i w sumie przykre, ze jakiekolwiek zdanie na temat niepowodzen w zwiazku potraficie rozwiazac tylko jedna radą - rozstaniem.
Bo kiedyś to sie wszystko naprawialo a teraz po prostu latwiej i modniej wymienic na nowe.
To tak jak z dziurawa skarpeta. Nikt nie bedzie jej zszywal bo za 2 zl kupi drugie. A nic nie szkodzi ze towar gorszy i slabej jakości
Uwielbiam takie gadanie. Kiedys sie "naprawialo", bo rozstac sie nie mozna bylo, bo "co ludzie powiedzo".
W nieudanych zwiazkach sie tkwilo, klocilo, cierpialy dzieci itd., ale tkwilo sie dalej. A reliktem po tej sytuacji jest moja prababcia, ktora przezyla z pradziadkiem 40 lat. Zapytana czy go kochala, wzruszyla ramionami i powiedziala, ze nie pil. Naprawianie i nierozstawanie sie nie jest zero jedynkowe. To nie tak, ze kiedys to byly czasy, a teraz to juz nie ma. Rozluznily sie stosunki spoleczne i latwiej jest wyjsc ze zwiazku, niz miedys, bo kiedys to slub i dzieci i opinia publiczna i zeby Kowalscy nie mowili, ze Nowacy to sie rozwodzo.
Ludzie zawsze byli tacy sami, zmieniaja sie tylko okolicznosci.
Masz racje. Jednak to rozluźnienie poszlo w skrajność i zamiast w ogole sprobowac naprawiać związek ludzie się poddają i szukają kolejnego. Prawda niestety jest taka, ze aby miec zdrowy i udany związek nalezy pracować na niego latami, jest to sieć uzgodnień, kompromisów, nauki drugiego człowieka oraz siebie. Sklada sie na to wiele elementów i niestety, ale ludzie sa obecnie zbyt leniwi na poprawe jakosci obecnego związku. Gdyby ludzie choć troche pracowali nad związkiem i kompromisami kto wie, moze nawet najdziwniejsze zwiazki, charaktery czy zupelne przeciwienstwa tworzylyby pary idealne i szczesliwe? Niestety ale oboje macie racje - kiedys bardziej starano sie naprawic związek a dzis bez zadnych dramatow czy trudnosci mozna zmieniac zwiazki jak rekawiczki, za kazdym razem na wygodniejsze albo po prostu inne. Sek w tym, ze nawet jezeli wejdzie sie w zwiazek z kims nawet idealnym to tak, jak wspomniane rekawiczki, chocby z najlepszego materialu - ale zaczna sie zuzywać. Czy jak powstanie wnnich dziura, nawet w skorze z aligatora pleciona zlota nicia, to czy nalezy od razu wyrzucać? W tym jest problem wspolczesnych związków
*Albo powagą urzędu nie wszyscy uważają ślub kościelny za ważny. Ślub kościelny jako taki nie jest w żaden sposób wiążący i nie ogarniam całego zamieszania z tzw unieważnieniem ślubów.
nie wszyscy a nawet większość nie uważają kontraktu w urzędzie za ślub i taki kontrakt można bez wyrzutów sumienia w każdej chwili rozwiązać jako że nie zawarta jest w nim żadna przysięga
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
kij w mrowisko | 5.173.137.* | 03 Marca, 2020 09:00
o ile jest to niezalegalizowany związek zawsze można sobie powiedzieć żegnaj Charlie, jeśli zaś jest to małżeństwo zawarte powagą Kościoła i ktoś na poważnie traktuje słowa przysięgi to nie zostaje nic innego jak o ten związek walczyć i próbować go zmienić na lepszy