Nie dziwie jej sie
Mój były wspominał, że jego poprzedniej dziewczynie strasznie przeszkadzało, że jego rodzice mówili o niej "koleżanka". Ja to miałam strasznie w nosie, niektórzy rodzice tak po prostu mówią, a nawet jeśli dyktuje im to złośliwość to jedynym i najlepszym rozwiązaniem jest to po prostu zlać. W końcu to nie ona decyduje o tym kim dla niego jestem.
Jeeej, jaka duża rodzina! 10 lat i wciąż kogoś nowego poznajesz? Jak oni się nazywają, może Lubicz?
A może jej wstyd, że jesteście parą od ponad 10 lat a ona nadal nie może przedstawić Cię jako swoją synową?
To samo pomyslałam.
Dokładnie, 10 lat razem i nie zamierzają brać ślubu, to co ma mówić konkubina? Koleżanka brzmi ładniej i nie dziwię się, że tak myśli, skoro sami nie traktują tego poważnie.
To trochę inna sytuacja. Twój były często zmieniał koleżanki.
Cóż, ładnie się za ten wstyd odgryza. Przecież przy zaprezentowaniu jej jako dziewczyny nie pojawia się nikomu na czole informacja o stażu związku.
Ja tam nie przepadam za takimi babami, które wiedzą kiedy inni ludzie powinni się pobierać(i tu mam na myśli nie tylko mamuśkę chłopaka, ale też Was dziewczyny: Ciebie i Chrabbinę trochę mniej, Czarną trochę bardziej - ze względu na dość daleko idące wnioski o nietraktowaniu związku poważnie).
Zdecydowanie zgadzam się z Kataszą. Istnieje mnóstwo powodów dla których ktoś mógłby nie chcieć brać ślubu i podejście, jakie ma do swojego partnera/partnerki nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli komuś potrzebny jest papierek z urzędu mówiący o tym, że jego związek jest oficjalnie uznany przez państwo, żeby mógł uznać ową znajomość za poważną, to współczuję.
Zawsze mogło być gorzej np. Przedstawiać cię jako upośledzoną podopieczną swojego syna rehabilitanta albo uczestniczkę grupy AA, której pomaga wielkoduszny syn :) także głowa do góry
@Floyd Jestem z moim chłopakiem ponad 7 lat i nadal istnieją sytuacje, kiedy muszę go przedstawiać swojej rodzinie i vice versa - to się zdarza (tak, jest nas dużo, nie, ani on, ani ja nie nazywam się Lubicz:)). A pewnie wynika to z tego, że zaczęliśmy ze sobą chodzić jako 14 - latkowie.
@mimowszystko Co również sprawia, że po tych ponad siedmiu latach nie bierzemy ślubu, bo a)studiujemy b)nie mamy pracy (bo studiujemy dziennie) c) co za tym idzie, nie mamy kasy na śluby, mieszkanie, ogólnie rzecz biorąc życie. Więc nie wszystko jest tak czarno-białe jak się może wydawać :)
A co do yafuda, mój tata wszystkich chłopaków swoich córek mianował tytułem "kolega"do czasu, aż nie padli na kolana i się nie oświadczyli, więc to, tak sądzę czysta fanaberia niektórych rodziców, więc głowa do góry:)
A co, może 10 lat związku i brak zaręczyn to poważne traktowanie? Pewnie, po co zobowiązania i odpowiedzialność, lepiej tak sobie egzystować, a w razie czego odwrót.
Nikt tu nikomu nie mówi kiedy ma się pobierać niemniej autorka nie jest żoną a matka partnera jakoś musi ją przedstawiać. Jeżeli autorce przeszkadza forma "koleżanka"to czemu sama grzecznie nie poprawi na pasujące jej miano?
N.p."właściwie nie koleżanka tylko partnerka, miło mi pana/panią poznać"
Prawdopodobnie następnym razem tak właśnie zostanie przedstawiona. Dziewczynie jest łatwiej bo może swoją nieteściową przedstawiać jako matkę Wojtka czy Barnaby.
Czy to owa "mamuśka"jest winna, że używa nie tego słowa
czy autorka, że się takich bzdetów czepia?
Jak matka niekolegi ma ją lubieć skoro ona jest taka nadwrażliwa?Edytowany: 2015:01:24 22:46:07
Uuuu ktoś ma przykre doświadczenia. Ogarnij sie kobieto no to aż boli.
Przedstawione argumenty mnie nie przekonują. Jesteście w związku tak czy siak i brak ślubu nie poprawia waszej sytuacji
materialnej ani nie ułatwia studiowania. Nie wiem ile kosztuje
ślub ale chyba taniej niż wesele, które i tak zwykle wyprawiają rodzice.
To, że mnie argumenty nie przekonują to nie znaczy, że
nawołuję cię do zalegalizowania związku. To wyłącznie sprawa twoja i partnera i wy a nie ja będziecie ponosić ewentualne konsekwencje.
Pokaż mi w którym miejscu stwierdziłam, że mają się pobrać? A babą sama jesteś, ja jestem kobietą :)
Spinacie się jakby nie wiadomo jaka krzywda Wam się działa. Chcecie żeby wszyscy tak tolerowali Wasze nieformalne związki bo to Wasza sprawa. I macie rację. Jednak żądając od innych tolerancji, sami bądźcie tolerancyjni. Matka jej faceta to pewnie starsza osoba dla której może nie jest normalny taki związek. Została wychowana w innych czasach i być może ma wpojone inne zasady moralne. Dlatego może wstydzi się, że jej syn żyje w takim a nie innym związku. Ale tego tolerować przecież nie będziecie, prawda?
Poza tym, z autorki może być kawał materiału do podłogi i dlatego przyszła potencjalna teściowa tak ją traktuje. I może właśnie ma za co się "odgryzać".
No i trzecia możliwość, autorka owszem może mieć rację, że się skarży bo wredne teściowe też widywałam.
W moim pierwszym komentarzu nie oceniłam ani jednej ani drugiej strony. Wysnułam tylko hipotezę (jedną z wielu zresztą), dlatego ten Wasz ból tylnej części ciała mnie trochę rozbawił :) Uderz w stół....
Jeżeli któreś z was trafi do szpitala i drugie będzie chciało się dowiedzieć, co mu jest, to zobaczysz, czy to tylko papierek.
Czepiasz się:) Oni są młodzi i niezniszczalni :)
Nie mówiłam, że nie chcemy, ale, że nie mamy warunków (wesela i tak nie chcemy robić, bo to strata kasy, a zabawy na takich imprezach są żenujące do n-tej potęgi). Miłości do garnka się nie włoży, a na garnuszku mamusi nie wypada żyć. Poza tym, mamy obecnie tylko po 22 lata. Chociaż by się chciało i to bardzo zacząć życie na własną rękę, to nie ma jak niestety.
Jak trafia się do szpitala, to podpisuje się oświadczenie, w którym podaje się osobę, której mają zostać udzielone informacje o stanie zdrowia. Nie trafiłeś do szpitala, to się nie wypowiadając. Przed ślubem zawsze podawałam dane partnera i nie było żadnych problemów.
10 lat i nadal nie jesteście małżeństwem ?
Jak tak czytać te komentarze to przychodzi na myśl jeden wniosek: weźcie ślub od razu jak zaczniecie być parą. Wtedy bynajmniej będzie wiadome, że jest to poważne.
A tak serio. To nikt nie pomyślał, że może są długo razem bo zaczęli być np. w wieku 12lat? To co? Po 18 szybko mieli wziąć ślub bo są już tyle razem? Uczepiliście się lat trwania związku a w yafudzie chodziło o coś zupełnie innego.
Bóldupizm widać tylko u was. Jak ktoś śmie żyć inaczej niż wszyscy inni hurr należy jej się gorsze traktowanie i brak szacunku od matki partnera durr.
Prawda jest taka, że przez tego typu podejście ślub stracił jakiekolwiek znaczenie: większość osób bierze go bo tak trzeba, bo "związek bez ślubu w kilkuletniej perspektywie jest niepoważny". Typowo zaściankowe myślenie - nie mieści się wam w głowach, że wasz sąsiad mógłby mieć inny system wartości niż wy.
Ok, możemy przejść na trochę poważniejszy ton rozmowy :)
Szanuję fakt, że nie czujesz potrzeby nawracania ludzi na swoją ścieżkę, co nie zmienia faktu, że po tekstach w stylu
"Nie podoba mi się jednak gdy ktoś pragnący po prostu seksu bez zobowiązań dorabia do tego ideologię."
widać, że masz już wyrobione o nich zdanie i nie starasz się zrozumieć ludzi myślących inaczej niż Ty.
Przede wszystkim, mylisz związek z przyczyną. Są pewne nurty takie jak libertarianizm (tu wliczam się ja, siedem lat związku z kawałkiem), anarchizm, niektóre nurty feminizmu czy libertynizm, które kłócę się z instytucją małżeństwa. To nie jest tak, że ludzie mają jakieś ogromne opory przed zawieraniem małżeństw więc dorabiają sobie do tego ideologię, tylko starają się żyć według pewnej idei, a wcielanie jej w życie wyklucza się z braniem ślubu.
Jeśli idzie o ideologiczny sprzeciw wobec małżeństwa, dobry, ale mocno skrótowy artykuł masz na angielskiej wikipedii, nazywa się Marriage Criticism (nie wiem, czy mogę wkleić link w komentarzu).
Zapewne tacy ludzie stanowią mniejszość. Wśród pozostałych znajdą się tacy, którzy także żyją według pewnych idei, ale tylko intuicyjnie, bez nazywania rzeczy po imieniu. Ale znajdą się też tacy, którzy są zwyczajnie rozczarowani instytucją małżeństwa i uważają, że nie ma ona miejsca w nowoczesnym świecie.
"Dlaczego jeśli się kogoś kocha ma się opory przed usankcjonowaniem?
Czy nie dlatego aby łatwiej było odejść?"
To tylko moje doświadczenie, ale nigdy nie słyszałem, żeby ktoś kogo rodzice się rozwiedli lub ktoś kto sam jest rozwodnikiem użył tego argumentu. W dzisiejszych czasach ślub nie jest żadnym gwarantem trwałości związku.
"Chcielibyście z życia brać tylko to co przyjemne a nie ponosić kosztów."
A jakie są koszta brania ślubu? Poza koniecznością zakupu obrączek?
Na koniec kilka pytań które może dadzą Ci odrobinę do myślenia, nie musisz na nie odpowiadać, po prostu się chwilę nad nimi zastanów :)
Czy naprawdę uważasz, że taki związek jak autorki, z dziesięcioletnim stażem, może wynikać tylko z chęci uprawiania ze sobą seksu?
Czy naprawdę sądzisz, że ludzie którzy są ze sobą 10 lat nie mają za sobą żadnych trudności w związku? I, jeśli tak, to czy przy pierwszych problemach (kiedy? w dwudziestym roku?) przekreślą ten etap życia?
Ślub dwojga kochających się ludzi i ślub dziewięcioletniej dziewczynki z czterdziestoletnim mężczyzną w Iranie to taki sam ślub. Czy małżeństwo znaczy cokolwiek bez miłości i dojrzałości?
W naszej kulturze też zdarzają się patologie związane ze ślubem. Dziewczyny i chłopcy którzy wpadli są zmuszani przez rodziny do ślubu (bo jak to tak, miałby być poród bez ślubu?). Młode pary, chcące zamieszkać razem, biorą ślub, nie będąc gotowymi na taki poziom zaangażowania. Tylko część takich małżeństw trwa dłużej niż kilka lat, często rozpadając się z nieprzyjemnościami. Jaki sens ma taki ślub?
Inny rodzaj problemu ze ślubem: od dziecka w filmach i ustnie wmawia się dzieciom, zwłaszcza dziewczynkom, że ślub będzie najpiękniejszym dniem w ich życiu, że poznają "tego jedynego"i nie będą się mogły bez niego obejść, po ślubie sielanka, a potem przychodzi rutyna i ludzie przestają się o siebie nawzajem starać (bo przecież ślub to na zawsze, więc już nie trzeba) no i związek się rozpada. Nie sądzisz, że mogłoby być inaczej gdyby ślub nie był tak gloryfikowany i ludzie mieli względem niego luźniejszy stosunek?
Dlaczego usunęłaś swojego posta?
A mnie wolno mieć inny niż Twój system wartości?
Nie przesadzasz z tym brakiem szacunku ze strony nieteściowej?
Koleżanka to nie jest obelżywe słowo.
Już się odniosłem do poprzedniej wersji Twojego posta, ale trudno.
"A mnie wolno mieć inny niż Twój system wartości?"
Wszystko co robimy może być krytykowane. Ty krytykujesz mój sposób myślenia, ja krytykuję Twój. Nie traktuj krytyki jako ataku.
"Nie przesadzasz z tym brakiem szacunku ze strony nieteściowej?
Koleżanka to nie jest obelżywe słowo."
Traktowanie partnera/partnerki od dziesięciu lat kogoś z rodziny inaczej z powodu braku ślubu to głupota. Traktowanie go jak obcej osoby to chamstwo.
Niewiele osób zrozumiało przekaz płynący z klawiatury Issandera. Szkoda, bo gość poświęcił dużo swojego czasu na zobrazowanie polskiej mentalności. Nie dziwi mnie to, że nie przyznano mu racji. To by było takie... niepolskie.
A może teściowa próbuje jej coś przekazać? Że nie traktuje jej serio, skoro ona też nie traktuje serio swojego związku. Wielcy obrońcy się znaleźli, żyją razem 10 lat i boją się ślubu, to jest dopiero żenada. Chłop zadowolony, bo nie bierze odpowiedzialności, ona myśli, że w razie czego on przy niej zostanie na dobre i na złe, ale się mocno zdziwi.
Pytanie mam natury socjologicznej. Po jakim czasie poszliście do łóżka?
Nie czuję się bym musiała odpowiadać na to pytanie :)
zobowiązana, by odpowiadać*
(ale zobowiązana, żeby wypowiadać się po polsku...)
Zgadzam się, możesz podpisać takie oświadczenie, o ile jesteś przytomna.
Tak się składa, ze możesz trafić do szpitala nieprzytomna, zapaść w śpiączkę albo cokolwiek i wtedy możesz sobie podawać, chyba w myślach.
To jest właśnie to, co nazwałem zaściankowym myśleniem. Słyszysz, że ktoś żyje ze sobą bez ślubu i od razu masz o tym swoje zdanie, i wyciągasz następujące wnioski:
- "nie traktuje serio swojego związku".
- "boją się ślubu".
- "zadowolony, bo nie bierze odpowiedzialności".
- "ona myśli, że w razie czego on przy niej zostanie na dobre i na złe, ale się mocno zdziwi".
Wyrobiłaś sobie zdanie na temat takich dawno temu i teraz wyciągasz sobie z dupy wnioski sądząc, że oto widzisz kolejny przykład który utwierdza cię w przekonaniu, że twoje zdanie jest prawidłowe. A tak naprawdę nie masz żadnych podstaw by tak sądzić i z wielkim wysiłkiem opierasz się zrozumieniu, że ktoś może mieć inne podejście niż ty i myśleć inaczej niż jest to przyjęte w społeczeństwie. Jest na ten rodzaj mechanizmu nazwa w psychologi, ale dla mnie to po prostu zaściankowość.
Ona też niewątpliwie nie przedstawia matki partnera jako mamusię lub teściową.
Zastanawia mnie brak wzmianki o dziecku/ciach. Gdyby takowe były autorka raczej dałaby o tym wzmiankę a teściowa prawdopodobnie skorygowałaby swój stosunek do niej przez wzgląd na wnuki.
Związek ma dziesięcioletni staż gdyby to było małżeństwo
sądziłabym, że po prostu nie mogą mieć dzieci. W tym wypadku skłaniam się jednak do podejrzeń, że się zabezpieczają bo
jedyne czego chcą od siebie wzajemnie to seks.(Jeżeli jest inaczej to czy nibyteściowa o tym wie?)
Ślub ma na celu ochronę rodziny. Masz rację, że nawet
on nie zapobiega przeniewierstwu. Brak ślubu sprawia jednak, że nawet nie możemy odtrącenia nazwać przeniewierstwem "bo przecież niczego nie ślubowaliśmy". Czyni je zatem czymś zwyczajnym, obojętnym moralnie i zdecydowanie ułatwia.
Można nibymałżonka z dnia na dzień porzucić, można mieć
dwa takie związki równocześnie.
Macie pretensję do nibyteściowej ale to już nibymąż
okazał autorce brak szacunku (lub ona jemu) nie uważając jej
za godną bycia jego żoną (lub jego godnym bycia mężem)
Issander ma troche racji, ale to nie wystarcza by okreslac innych myslacymi zasciankowo. Miej troche szacunku do innych i pokory. Nie zjadles wszystkich rozumow, a pewnie tak myslisz, jak rasowy libertarianin.
Gratuluje podejścia typu: "jak wezmę ślub, to facet przy mnie zostanie, a jak nie do prędzej czy później kopnie mnie w cztery litery". Warto zauważyć, że ślub niczego nie gwarantuje w dzisiejszych czasach, bo przecież są małżeństwa, które rozpadają się po roku... Zalegalizowanie związku nie zawsze daje szczęście, a to jest chyba najważniejsze.
Dlatego gratuluję autorce udanego związku z wieloletnim stażem i życzę pomyślności na przyszłość, a "teściową"radzę się nie przejmować (moja mi powiedziała, że poprzednia dziewczyna mojego partnera wyglądała lepiej, tylko że była strasznie zdzirowata - to tak na pocieszenie :))
@bene: Myślę, że Issander jest ostatnim w tej dyskusji, który ocenia innych. Z kolei brak szacunku do obcych, pokory czy pozjadania wszystkich rozumów można odszukać w większości komentarzy krytykujących parę z Yafuda.
Zasada numer jeden: Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. A jak już wtykasz, to nie płacz, że biją.
tak, ale jest hipokryzja oczekiwac jakosci od kogos, samemu jej nie reprezentujac czyz nie?
Argument typu: myślicie zaściankowo to nie jest ocenianie?
W dodatku jest nieuczciwy. Porównywalny z argumentem: Wczyscy
mądrzy i postępowi ludzie myślą tak jak ja a zatem myślący inaczej są idiotami
@Ferret. Niezalegalizowanie związku tym bardziej szczęścia nie daje. Twój aktualny partner miał poprzednią dziewczynę i oboje dobrze wiecie, że będzie też następna. To daje szczęście?
@Issander: "potem przychodzi rutyna i ludzie przestają się o siebie nawzajem starać" Wraz z tą rutyną przychodzi poczucie bezpieczeństwa. Czy związek powinien być budowany na jego braku aby dwoje ludzi o siebie dbało?Edytowany: 2015:01:25 21:13:45
Sranie w banie, że my mamy ból dupy, albo że brak nam szacunku czy pokory. :P
Jest wręcz odwrotnie. Wystarczy przeczytać te wszystkie komentarze pt. "związek bez ślubu to żenada". Z zakompleksionymi starymi pannami się nie wygra. :D
No i właśnie udowodniłaś, że wcale nie brak ci szacunku
i jesteś zupełnie niezakompleksioną, niezależną kobietą w stanie wolnym. Bycie mężatką chyba by się kłóciło z Twoim "systemem wartości"?
"Z zakompleksionymi starymi pannami się nie wygra. :D"
O ile się nie mylę to stara panna to ta, która za mąż nie wyjdzie lub/i żyje w nieformalnym związku.
Ale oczywiście, z braku logicznych argumentów, możesz obrażać swoich rozmówców i przy tym mówić, że masz pokorę i szacunek do innych.Edytowany: 2015:01:26 09:24:55
Na tyle niezakompleksioną i szczęśliwą, że nie mam potrzeby DEPRECJONOWAĆ ZWIĄZKÓW INNYCH OSÓB.
Żądać od nich argumentów na to dlaczego nie są po ślubie(i ogłaszać, że mnie nie przekonują!), twierdzić, że ich wspólne życie jest żenadą, że chcą od siebie tylko seksu!, mówić komuś, że zostanie zostawiony przez swojego partnera, bo on już miał kiedyś inne partnerki!...
Ogólnie, przepiękny festiwal Waszych kompleksów właśnie. Z reklamowaniem wyznawanego systemu wartości to ma prawie nic wspólnego. O wiele więcej z pretekstem do pozbycia się żalu spowodowanego tym, że nikt Wam się jeszcze nie oświadczył. :P
Mam nadzieję, że jestem wystarczająco wredna i bez szacunku, należy Wam się bardzo. Zdesperowanym, mentalnie starym pannom!
Na zdrowie Wam! I za Wasze "logiczne argumenty"! :D
PS. Mimowszystko, do Ciebie akurat nie piłam, bo udało Ci się nie brać w tym udziału, ale jak sama mówisz, uderz w stół... :P
PS2. Chrabbina, niebawem będę mężatką, nie kłóci się to w ogóle z moim systemem wartości.
Spójrz na swój pierwszy komentarz (nr 8). Już tam pokazałaś swoją agresję nazywając mnie "babą"(i nie miało to pozytywnego znaczenia)
Poza tym nie rozumiem Twojej agresji skierowanej do rozmówców. Jesteś przecież tak bardzo szczęśliwą i niezakompleksioną "prawieżoną". I to, że do mnie nie "pijesz"nie oznacza, że nie zwrócę uwagi na twój brak szacunku do zdania innych.
Proszę jeszcze raz, pokaż mi w którym momencie oceniłam ich decyzję o pozostaniu w wolnym związku.
Przecież napisałam, że do Ciebie TO nie dotyczy. "To"- czyli DEPRECJONOWANIE CZYJEGOŚ ZWIĄZKU, nie zdania innych.
Nazwanie "babami"jest prześmiewcze, nie agresywne. Owszem, nie miało być pozytywne. Przepraszam za to, wybacz, że Cię uraziłam. Jednak nie przypisuj mi proszę na siłę agresji, akurat nie złością powodowany był mój odzew, ani ten, ani późniejsze.
W mojej ocenie, nie mamy o czym dalej dyskutować. Zwrócił Twoją uwagę mój brak szacunku, ale to co tu było wypisywane przedtem Ci nie przeszkadzało. Ustalmy, że z szacunkiem to nie miało nic wspólnego i rozejdźmy się w pokoju. :)
A ja nie wiem - co wam ślub przeszkadza? Nie piszę o ślubie w konkretnym obrządku, tylko chociażby cywilny. Abstrahójąc (cenzura) od psychicznych aspektów ślubu, mamy też jeszcze inne wymierne korzyści - możliwość wspólnego rozliczania podatków chociażby, braku problemów w razie dziedziczenia, czy łatwiejsze zapewnienie bytu drugiej połówce w razie serii niefortunnych zdarzeń. Dochodzi do tego brak tłumaczeń dziecku - będziecie ideologią wyjaśniać dziecku, czemu mamusia i tatuś ślubu nie mają?;) Ślub wiele ułatwia :D
Em - a gdzie polot, gdzie finezja? Kto ci niby każe robić wesele z zabawami żenującymi do n-tej potęgi? Wystarczy tylko znaleźć porządną orkiestrę/DJa, a nie wujka Staszka za 5 wódek i ustalić z nimi, nawet w umowie, co wolno, a czego nie;) To że wszyscy w rodzinie mają wesele na jedno kopyto, nie znaczy, że trzeba schematy powtarzać. A poza tym, skoro z rodziną masz baaardzo luźne związki, możesz się kompletnie wycwanić i scenariusz zrobić taki:
1. Ślub
2. Uroczysty obiad z najbliższą rodziną (wiadomo - zupa, drugie danie, deser, wino do tego co najwyżej, nie wódka)
3. Impreza weselna ze znajomymi wieczorową porą. Chociażby w jakieś dyskotece;)
Zapewniam cię, że wyjdzie cię taniej niż typowe, polskie wesele, a i unikniesz zabaw typu "żenua";)
Mi tam ślub w ogóle nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. :)
Taki scenariusz ślubny jaki opisujesz jest coraz bardziej popularny. Dużo bardziej oszczędny.
Jednak wydaje mi się, że Em sobie postanowiła, że najpierw skończy studia i uniezależni się całkowicie finansowo od rodziców. Uważam to za bardzo odpowiedzialne, dojrzałe podejście.
przeciez "przyjaciolka"to calkiem milusie okreslenie. jak maja nazywac? wieloletnia kochanka? dekadowa konkubina? nakladka na siusiaka naszego syna? przyjaciolka brzmi w porzadku.
Ależ ja się nie czepiam tego, że dopiero po studiach (znalezieniu pracy?) chce wziąć ślub, tylko tego, że wesele kojarzy jej się tylko z jednym typem wesela;) A przecież można ciekawiej, mniej typowo, tak, by to Młodym pasowało, a nie rodzinie naokoło;)
Nie z jednym typem wesela. Może zbyt uogólniłam, chodziło mi i tą "tradycyjną"wersję, o której myśli praktycznie każdy na słowo "wesele". To co napisałeś jest do rozważenia. Ale u mnie jest ten problem, że ogólnie nie lubię imprez tanecznych, a muzyka, która im towarzyszy nie za bardzo mi odpowiada (mojemu chłopakowi również). Nawet "porządna"orkiestra, nie wujka Staszka. A ludzie nie będą się dobrze bawić przy muzyce, która odpowiada mi i mojemu chłopakowi. I ktoś musiałby być niezadowolony: albo goście, bo zła impreza, nie da się tańczyć, albo państwo młodzi, bo nie ich klimaty. Dlatego nie zamierzamy robić dużego, tradycyjnego, polskiego wesela na 200 osób. Bardziej myślimy nad opcją: ślub, obiad dla najbliższych (rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, chrzestni - bo takowych mamy, może kilkoro najbliższych przyjaciół), toast, tort, symboliczne "placki w paczuszce"i flacha jakiegoś alkoholu na wynos i dobranoc. I to by odpowiadało. Bez after party w dyskotece, czy gdzieś.
Hm, Katasza, a ja mam taką sytuację (i od razu dodam, że nie mam 20 lat, jak pewnie większość Komentujących). Mój partner jest po ciężkim rozwodzie i ma uraz do wszelkich ślubów i instytucji małżeństwa. Ja z kolei byłam kiedyś zaręczona, planowaliśmy ślub, po czym wyszło na jaw, że ukochany od miesięcy ma panienkę na boku i ostatecznie rzucił mnie dla niej. Nie chcę już więcej zaręczyn, planowania ślubu, całej tej szopki, po prostu nie. Z obecnym partnerem jesteśmy szczęśliwi, kochamy się i okazujemy to sobie na każdym kroku, szanujemy się nawzajem, generalnie najszczęśliwszy związek, w jakim kiedykolwiek byłam. Tyle, że oboje nie chcemy ślubu, bo mamy uraz. Dlaczego nasz związek ma być przez to mniej wartościowy? I, przede wszystkim, dlaczego ma o tym decydować ktoś z zewnątrz?
Po czym wnioskujesz, że większość komentujący ma po 20 lat?
komentujących*
Asiu, wierz mi, że jeszcze mi się nie zdarzyło ocenianie czyjegoś związku negatywnie, wartościowanie go i uzurpowanie sobie prawa do podważania jego sensu. Dlatego trudno mi wymyślić motywy takiego zachowania.
Powyżej z powodu silnej chęci odgryzienia się tym, którzy według mnie to właśnie robili, przypisałam to zwykłej ludzkiej zazdrości, a wręcz desperackiej zawiści. Nietrudno się jednak domyślić, że zrobiłam to na wyrost, inspirując się niejako tymi, którym chciałam dopiec. Tak naprawdę nie znajduję dla takiego postępowania zrozumienia.
Gdyby to jeszcze było na żarty, w celu trolowania...
Katasza nie oceniałam ludzi tylko problem, nie żądałam argumentów, nie używałam określeń typu "żenada"
Skoro argumenty mnie nie przekonały to napisałam, że nie przekonują ale napisałam też:"To, że mnie argumenty nie przekonują to nie znaczy, że
nawołuję cię do zalegalizowania związku. To wyłącznie sprawa twoja i partnera i wy a nie ja będziecie ponosić ewentualne konsekwencje."
Twoje argumenty nie przekonują mnie tym bardziej.
Bo jakież to sa argumenty?
"Festiwal kompleksów"
"Zdesperowane mentalnie stare panny"
"Nikt wam sie nie oświadczył"
Takich argumentów używa się gdy uczciwych zabraknie.
A cała afera o to,że jakaś nibyteściowa okazała się wredna aż do tego stopnia, że partnerkę syna nazywa jego koleżanką.
Potworne.
Nie zmartwiłaś mnie, ponieważ ja Ciebie nie zamierzałam przekonywać do niczego.
Po tym co przeczytałam, chciałam być wredna i tyle. Nie były to z mojej strony argumenty, tylko przytyki. Prześmiewcze i niemiłe. I nie do końca na poważnie. Na wyrost.
A Ty dla mnie pozostaniesz osobą, która nie znając kogoś pisze mu NA POWAŻNIE, że jest w związku tylko dla seksu.
Potworne?
Nie musiałas aż chcieć.
Nie kumam tej całej Kataszy, to takie straszne brać ślub? Czego się tak boisz? Ja nie lubię przesady w żadną stronę. Nie brałabym ślubu po roku, ale po 10 to już dawno. Bez przesady.
I tu przyklasnę, bo musi to na Rusi, a w Polsce, jak kto chce.
;)
Droga Czarna, nie dziwię się, że nie kumasz, skoro nie chce Ci się czytać jej komentarzy(czemu się też nie dziwię, nie są znowu takie odkrywcze czy interesujące, żeby się każdemu miało chcieć).
Oświeć mnie w jakim innym celu jeżeli nie dla seksu ludzie
trwają w związkach bez ślubu?
Seks sam w sobie nie jest niczym złym. Spaja małżeństwa, sprawia że rodzą sie dzieci ale jeżeli ktoś nie chce mieć dzieci to o co innego jeśli nie o seks mu chodzi?
Pogadać można z psiapsiółkami. Pocieszyć może mamusia.Edytowany: 2015:01:26 20:09:26
Ponieważ się kochają.
Czemu edytowałaś, tak ładnie się ze mną zgodziłaś. Co prawda z czymś bliskim do auto-krytycznego podejścia, ale co tam.
Ten komentarz nr 64 mógł być dużo dłuższy, ale koniec końców do tego(czyli do miłości) się to wszystko sprowadza.
To (czyli seks) i miłość to dwie różne sprawy. Dobrze jeśli idą w parze. Prawdziwa miłość nie zostawia sobie furtek odwrotu. Ty chyba nie zakładasz już dziś, że kiedyś weźmiesz rozwód? Mogę się mylić ale chyba osoby biorące ślub (po za szczególnymi przypadkami) ufają partnerowi, wierzą, że ich miłość przetrwa wszelkie burze, że stworzą szczęśliwą rodzinę i w takie tam niemodne ale jakże urocze banały. To chyba lepiej niż od początku zakładać, że i tak związek się rozpadnie więc po co go sankcjonować?
Edytowałam komentarz bo zawierał zbędną, nic nie wnoszącą
do tematu złośliwostkę. Poglądów na temat wyższości małżeństwa nad związek niezalegalizowany nie zmienię.
Tym bardziej życzę dużo dobrego na nowej drodze życia.
Nie odnoszę się w żaden sposób do komentarzy, chociaż dyskusja ciekawa :) Jeśli chodzi o yafud, znam i rozumiem, gdyż spotkało mnie to samo. Otóż siedzimy z wybrankiem i jego mamą, a ona wypaliła, że spotykając jakaś dalszą rodzinę zaczęła im opowiadać jak to synek z koleżanką (!) na wakacjach się bawili. Myślałam, że chodzi o brata, ale jednak chodziło o nas (3 lata razem, w tym wspólne mieszkanie razem), cóż, myślałam, że się poryczę, taki cios w serce, ale potem chłop porozmawial z mamuską i co się okazało? Po prostu nie znała innego określenia, dla nie albo żona albo narzeczona albo kij wie co- właśnie koleżanka. A że jest mega sympatyczna to jej wierzę, że nie miała nic złego na myśli. Wybaczone :))))
A ja myślę, że Katasza samej siebie nie docenia upatrując swojej wartości li tylko w tym, że ktoś się jej oświadczył.
Przeczytałam. Rozumiem, że chodzi Ci o Asię? Bo nie wiem co to znaczy jej, pisze tu wiele osób, ale mniemam, że nawiązujesz do wypowiedzi jednej z bardzo nielicznych osób, popierających Twoje zdanie. Sparzyła się i teraz się boi, on tak samo. Skoro tak ich partnerzy skrzywdzili, a oni są tacy super, to tym bardziej powinni wziąć ślub, wiedzą, jak boli zdrada czy odtrącenie i w swoim aktualnym związku będą postępować, jak należy.
Zestaw cytatów mogących wyjaśnić w czym rzecz wraz z numerami komentarzy z których je wzięłam. Przyznaję, że pisanie o sobie w trzeciej osobie jest mylące.
60/ "Nie kumam tej całej Kataszy""
62/"Droga Czarna, nie dziwię się, że nie kumasz, skoro nie chce Ci się czytać jej komentarzy"
49/ "Mi tam ślub w ogóle nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. :)"
45/ "PS2. Chrabbina, niebawem będę mężatką, nie kłóci się to w ogóle z moim systemem wartości."
Ja rozumiem, że jakby czyjeś związki ZAWSZE rozpadały się, gdy był(a) po zaręczynach, ale gdy zdarzy się to raz? Po jednym razie mieć aż taką traumę? Równie dobrze można mieć traumę do całego rodzaju męskiego/żeńskiego, bo jeden facet/jedna kobieta zdradziła. Takie "nienawidzę wszystkich Sylwii, bo jedna Sylwia okazała się sukinkotką!"(imię dobrane niecelowo).
Mnie osobiście bardziej to wygląda na to, że jedna osoba zadecydowała, jak jej będzie wygodniej, a druga się po prostu dostosowała, bo nie chce partnera/partnerki stracić.
Zwłaszcza ten argument, że zaręczyny ze ślubem są "szopką". Ludzie, naprawdę macie tylko jedno wyobrażenie o ślubie i zaręczynach? Zaręczyny mogą być osobiste, podczas jakieś wyprawy w góry, z dala od rodziny, klękania na jedno kolano i bez ogromnych bukietów i pierścionków za tysiące złotych. A ślub to zwykły, cywilny można wziąć, biorąc tylko (TYLKO) dwie osoby, bo świadkowie są wymagani. I żadnych szopek nie ma, wszystko jest maksymalnie osobiste, bez rozdmuchiwania. A i nawet nie trzeba jakiś specjalnych przygotowań, jak do ślubu kościelnego. Na upartego można w poniedziałek dowiedzieć się, co należy przynieść i w tym samym tygodniu wziąć ślub.
Jak ktoś ma uraz do ślubu po jednym incydencie, to po prostu trzeba się zastanowić, na ile to incydent wpłynął, a na ile inne, zewnętrzne czynniki. Bo co w sytuacji, gdyby partner jednak naciskał na ślub? Też by go nie było, bo dziewczyna ma traumę? "Nie wezmę z tobą ślubu, bo były mnie rzucił w trakcie przygotowań, więc pewnie z tobą będzie podobnie"?
Katasza bardzo fajnie się podsumowała :D
Czarna (#60):
Nie kumam tej całej Kataszy (...)
Katasza (#62):
Droga Czarna, nie dziwię się, że nie kumasz, skoro nie chce Ci się czytać jej komentarzy (czemu się też nie dziwię, nie są znowu takie odkrywcze czy interesujące, żeby się każdemu miało chcieć).
Kataszo, pisz więc odkrywczo i interesująco :D Chyba, że robisz to specjalnie, bo dla ciebie liczy się przede wszystkim pisanie, a nie to, żeby ktoś z tobą podyskutował;)
Ale dyskusja... Moim zdaniem fejk ma rację. Można sie zaręczyć z klasą. Ślub czy wesele też taki/e może być. Nie wiem na jakie "weselne szopki"dziewczyny chodziły, ale ja byłam na kilku i mimo że nie przepadam za dużymi imprezami to żadna z nich nie była "żenuła". Sama osobiście nie wyobrażam sobie żebym mogła żyć tyle lat w związku bez ślubu. Jednak to ja, inni natomiast niech sobie robią co chcą. Tylko tlumaczenie, że nie biorę ślubu bo jestem już po rozwodzie, wydaje mi się całkowicie pozbawione sensu. I fejk juz wytłumaczył dlaczego, więc powtarzać nie będę.
Bawią mnie również ludzie, którzy mimo że nie mają nic ciekawego do powiedzenia, dyskutują najwięcej gubiąc się jednocześnie w swoich "zeznaniach":)
A czy ja napisałam, że piszę nieinteresująco i nieodkrywczo? Sam się fajnie podsumowałeś, że też nie czytasz, tylko rzucasz okiem, i sam sobie dopowiadasz. :D Taka to rozmowa z narcyzami :P
A co Ty jesteś, domorosły psycholog, że się wymądrzasz co trzeba zrobić? Trochę dystansu człowieku, wszystkich rozumów nie zjadłeś. Choć widać, że sądzisz inaczej.;P
Żonaty jesteś chociaż?
Przeczytaj jeszcze raz komentarz 60 i 62. Tam jest klucz rozumowania fejka, zresztą nie tylko fejka. On akurat ma rację.
Dyskusja nie o to, że coś można, bo z tym się też zgadzałam(kom. nr 49). Dyskusja z mojej strony jest to, że nieliczna, za to głośna grupa osób, mówi innym co TRZEBA. I dlaczego innych wybory są gorsze, żenujące, pozbawione sensu...
Ludzie, zamiast się zastanawiać nad sensem poczynań innych osób, poćwiczcie wyobraźnię.
Przykład, historia prawdziwa, może Tobie ułatwi jej rozruszanie :
Para, razem od 14 roku życia. Pobrali się po 12 latach. Po dwóch latach małżeństwa urodził im się syn. Są szczęśliwą rodziną.
Ona przed ślubem skończyła studia, obecnie jest na drodze do zostania sędziną. On jeszcze przed ślubem rozwinął własną firmę.
Życzę ci co najmniej tak szczęśliwego związku, zamiast wyobrażania sobie jaki on nie może być. Może lepiej od stawiania warunków czemuś wyimaginowanemu, po prostu zacznij sprawdzać to w rzeczywistości?
W którym komentarzu napisałam jak inni mają żyć? Czytaj ze zrozumieniem. I skąd wniosek, że wyobrażam sobie jaki związek nie może być? I o jakich wyimaginowanych warunkach mówisz?
No właśnie wychodzi na to, że tak. Napisałaś tak na swój temat, co prawda w osobie trzeciej, ale niektórzy tak lubią i jest to dla mnie do zaakceptowania :) Ja piszę za to bezosobowo :D
I kto tu tylko rzuca okiem i nie czyta? :D
Co do psychologi - no cóż, mam z nią do czynienia więcej, niż przeciętny człowiek, ale, żeby nie było niedomówień, jako zawodowy psycholog/psychiatra nie pracuję. Co do małżeństwa - jeszcze się nie domyśliłaś? :D Ale ćśś... ja tu mam fanów;)
A już chciałam, jako Twoja fanka, zapisać się na jakąś terapię do Ciebie.
A wiesz, że widać na który Twój komentarz odpowiadałam?
Skoro zalecasz czytanie ze zrozumieniem i każesz mi pokazywać gdzie coś napisałaś, to potraktuję Cię tak samo.
1.Gdzie napisałam, że Ty napisałaś innym, jak mają żyć?
Napisałam, żebyś poćwiczyła swoją wyobraźnię, zamiast zastanawiać się nad sensem poczynań innych.
Cytuję:
"tlumaczenie, że nie biorę ślubu bo jestem już po rozwodzie, wydaje mi się całkowicie pozbawione sensu"
2.Pytasz o to, skąd wniosek, że wyobrażasz sobie jaki związek nie może być. Stąd:
"Sama osobiście nie wyobrażam sobie żebym mogła żyć tyle lat w związku bez ślubu."
To jest ten warunek stawiany czemuś wyimaginowanemu(nie wyimaginowany warunek). Coś wyimaginowanego, czyli Twój związek - będący w fazie imaginacji.
Chyba to nie ja nie czytam ze zrozumieniem.;)
Szybko byś zrezygnowała;)
Ale i tak zapraszam, tylko nie wiem z czego potrzebujesz kursu? Z bycia fejkiem? :D
Widzę, że u Ciebie wyobraźnia za bardzo działa bo przypisujesz ludziom coś, czego nawet na myśli nie mieli. To, że ja nie chciałabym żyć w wolnym związku nie oznacza, że oczekuję od wszystkich tego. Owszem, nie wyobrażam sobie życia bez ślubu, jednak dopuszczam myśl, że inni tak żyją. I w swoim otoczeniu mam znajomych którzy takie życie prowadzą.
Myślę, że Ty powinnaś w końcu zrozumieć, że odmienne zdanie na pewien temat nie oznacza od razu narzucania komuś swojego sposobu na życie. I nie oceniaj innych, kiedy nie masz pojęcia o drugich osobach. Nie masz zielonego pojęcia czy jestem panną, mężatką, rozwódką czy wdową. Jeśli chcesz prowadzić kulturalną rozmowę to przestań wszystko traktować jak atak, bo to rodzi w Tobie jakąś niepohamowaną chęć obrażania innych.
Nie napisałam tak :).
Napisałam, że nie TAK interesująco i odkrywczo, by każdemu się miało chcieć.
Nie napisałam, że piszę nieinteresująco i nieodkrywczo.
Także ten, pytanie o to kto rzuca okiem, podbijam. :D
Co do psychologii, to ja też(o ile mamy podobne założenie co do tego, ile przeciętny człowiek ma z tą dziedziną wspólnego).
Co do domyślenia się: nie i nadal nie. Może któraś fanka ma jakieś przypuszczenia? :D
W tym chyba jesteś najlepszy. A oferujesz jeszcze jakieś inne kursy czy terapie?:D
Nie obrażaj się tak łatwo i nie nadinterpretuj znów. :)
Wszystko Ci pokazałam, pocytowałam, ponumerowałam, a Ty się obrażasz. I przypisujesz mi na siłę pełno rożnych postaw i uczuć. Czyżby własnych? :)
No nie do końca, stało "nie są znowu takie odkrywcze (...)", co jednoznacznie sugeruje, że nie są odkrywcze, a ci co je czytają, są np. masochistami, albo lubią czytać nieodkrywcze komentarze;) "Przecież ona nie jest znowuż taka piękna!"- według wypowiadającego może być co najwyżej ładna, ale stanowczo "niepiękna"i się dziwi, skąd fenomen danej dziewczyny. "Marilyn Monroe nie jest znowu taką seksbombą, żeby każdemu miała się podobać"- jak byk stoi - gdyby była seksbombą, to by się każdemu podobała, a że nie jest, no to nie;) Itd, itp...
Stwierdzeniem "nie jest znowu taki..."deprecjonujesz przymiotnik, który następuje po tym zwrocie.
Mimowszystko - no nie wiem... jakiś kurs lansu i balansu, bądź kurs reagowania w 90% przypadkó na słówko "fejk"? Albo kurs picia spirytusu :D
Daleko mi do obrażania się. Sama w którymś komentarzu przyznałaś, że wredna jesteś celowo by dopiec rozmówcom. Widzę, że dużo się nie zmieniło.
To raczej Ty nadinterpretujes czyjeś słowa. Rozumiesz je tak, jak Tobie pasuje. I nie przemówi sie do Twojego rozsądku, że jak ktoś mówi: nie lubię grzybowej i nie wyobrażam sobie że będę ją jadła, to nie jest to równoznaczne
z tym, że nikt ma jej nie jeść (posłużyłam się już takim przykładem, bo może on trafi). Dalszej dyskusji prowadzić z Tobą nie będę bo nie widzę w tym sensu.
Życzę jednak powodzenia i wszyskiego dobrego :)
Zainteresowana jestem kursem picia spirytusu hahahha. Choć kurs błyskawicznego reagowania na słowo "fejk"też by się przydał. Mogłabym wtedy stawać w Twojej obronie w sposób godny :D
No jednak nie. :)
Nie są znowu tak odkrywcze i interesujące = nie są tak bardzo odkrywcze i interesujące.
Nie są znowu tak odkrywcze i interesujące =/= są nieodkrywcze i nieinteresujące.
W każdym razie moje stwierdzenia są na tyle zajmujące, że poświęcasz im dużo uwagi. :)
Nadal nie pokazałaś mi, gdzie napisałam, że twierdzisz, że nikt ma nie jeść grzybowej. :)
Ja też Tobie życzę wszystkiego dobrego :)
Po prostu ciekawość mnie zżerała, czy jesteś na bakier z logiką zdania. I mam odpowiedź: jesteś. Bardzo! :D
Ale nie martw się, logika występuje przede wszystkim przy ścisłych naukach, przydaje się też na prawie, jednak średnio dotyka humanistycznych kierunków;)
Marylin Monroe nie jest tak bardzo seksbomba... :D ~tak bardzo źle...;)
Mimowszystko - mam jeszcze jeden kurs: "Szybsze i efektywniejsze wyszukiwanie słodkich/śmiesznych kotów w internetach":D
A terapie? Kurczę, może coś w rodzaju "Nauczenie radzenia sobie bez codziennej dawki fejka"? Terapia wspomagająca odwyk i uniezależnienie się od Poprawiacza i Masturbatora? :D Nie, na to nie daję 100% gwarancji skuteczności, więc lepiej nie :D
I tak nie mam gabinetu, żeby profesjonalnie przyjmować pacjentów, a założenie firmy w Polsce doprowadziłoby mnie do bankructwa :(
Cóż, muszę Cię zmartwić. Nie jestem uzależniona ani od Poprawiacza, ani od Masturbatora :) co do fejka to myślę, że zaczynam sobie bez niego radzić :) Zostają więc koty. No i spirytus. :D
No niestety, oferta jest ogólna, jeszcze nie jest personalizowana;)
Koty, spirytus i cycki... trójca, która rządzi światem, już zapisuję ^^ Jak otworzę gabinet, to cię poinformuję, przecież nie będę z ciebie po znajomościach zdzierać, żeby ZUS opłacić!;)
Odnośnie kierunków i mojego zmartwienia ich ścisłością - jestem absolwentem studiów dziennych na politechnice. A matematyka jest nauką humanistyczną, a przynajmniej kiedyś tak słowo "humanizm"rozumiano, że do tego grona Królową nauk zaliczano.
Jesteś na bakier z rozumieniem ZNACZENIA tego wyrażenia, o którym dysputujemy. Bardzo na bakier :D
Nie z logiką, bo ona tu za wiele nie ma do rzeczy.
Jeszcze raz spróbuję Ci pomóc.
nie być znowu takim = nie być tak bardzo takim
Mój drogi fejku, chyba Twoim życiem rządzą cycki :) Ja tam swoim cyckom rządzić nie pozwalam :) Kota też nie mam a i spirytus rzadko piję. Cholera, kto rządzi moim światem? :D
A jednak, chyba znalazłam taki synonim dla tego nieszczęsnego "znowu", które Cię tak myli, że temu wreszcie zaradzę.
"Aż tak".
Marylin Monroe nie jest znowu taką seksbombą = M.M. nie jest aż taką seksbombą.
Mam nadzieję, prawie jestem pewna, że teraz udało mi się pomóc. :)
Każdy ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie i pomówienie
o to, że je komuś narzuca jest niesprawiedliwe.
Nikt tu nie pisał: "Koniecznie weź ten ślub.""Powinniście się pobrać"i.t.p. Nikt z nas nie ciskałby też kamieniem
w sąsiadkę żyjącą w związku partnerskim. Jej sprawa
ale to nie jest równoznaczne z tym, że popieramy takie związki.
Raczej tolerujemy.
Mamy prawo do własnego zdania choćby było niemodne i niezgodne z Twoim.
No i bardzo dobrze Twój wybranek sprawę załatwił.
Mowa pokoleń jest różna i nie zawsze to co uraża młodszych
jest powiedziane w złej wierze. Warto to po prostu między sobą wyjaśnić. Pozdrawiam.
@Nebel... Czy związki w wieku dwunastu lat to jest na poważnie? Nie wydaje mi się:).Takie związki trwają max.tydzień.Tak możecie mnie teraz "hejtować"bo nie wiem co to prawdziwa miłość nastolatków:)).No dobra max.miesiąc:-)
Ślub z miłości to współczesny wymysł, a nawet dzisiaj nie można postawić znaku równości między ślubem a miłością. Nie rozumiem deprecjonowania związków bez ślubu. 10 lat to dłużej niż nie jedno małżeństwo. jeśli ktoś stan cywilny stawia wyżej niż uczucia to ma poważny problem z logiką.
Ja Ci żadnego prawa nie odbieram. Nie napisałam, że coś komuś narzucasz, nie pomawiaj mnie.
O modzie tez nic nie pisałam, to Toje słowa, że te czy tamte wartości są niemodne.
Ja też mam prawo do własnego zdania i też tylko je wyrażam.
Zgadzam się z Tobą. To, że ktoś bierze ślub, nie oznacza, że jest w szczęśliwym, kochającym związku. Myślę też, że dziesięcioletni związek, obojętne czy to małżeństwo, czy nie, jest świadectwem tego, że coś ważnego dwoje ludzi łączy.
A co do tych problemów z logiką - też się zgadzam. Ale za to ktoś taki znajduje prostą receptę na klasyfikację związków w swoim otoczeniu. Taką niemalże zero-jedynkową. Po ślubie : 1. Bez : 0. Zaręczeni : 0,5.;)
Nie wiem czy też masz takie wrażenie ale ja myślę, że nie ma sensu dalej prowadzić tu dyskusji.
Niektórzy mają zbyt wąskie horyzonty myślowe, by zrozumieć, że niepopieranie pewnych zachowań nie jest równoznaczne z narzucaniem swojego sposobu myślenia i oczekiwanie postępowania z tym zgodnego.
Masz rację ale wyrażę jeszcze parę myśli. Żyjemy w dziwnych czasach. Wśród młodych panuje przekonanie, że nie muszą szanować starszych
ale starsi powinni być czołobitni wobec młodych i domyślać się co ich może urazić.
Odniosę sie do samego yafuda. Jest oszczędny w słowach co na ogół lubię ale szkoda, że w trakcie dyskusji autorka niczego nie uściśliła. Napisała:
"Matka mojego chłopaka nie cierpi mnie do tego stopnia, że wciąż przedstawia mnie jako koleżankę jej syna. Jesteśmy parą już od ponad 10 lat."
Z tekstu nie wynika aby nibyteściowa była jakąś szczególną zołzą. Określenie "do tego stopnia"
sugeruje, że to już szczyt jej "złośliwości".
Określenie "mój chłopak"wskazuje, że związek nie wszedł w wyższą fazę.
Prawdopodobnie nawet nie mieszkają razem bo autorka raczej by to zaznaczyła tak jak zrobiła to dyskutantka
mająca liczbę 123445 w nicku. To przecież ważna informacja. Wspólne zamieszkiwanie podobnie jak ewentualne posiadanie dzieci wzmacniałoby pozycję autorki.
Okazuje się, że jednak nie chroniłoby jej przed nazwaniem koleżanką. (komentarz 67).
Już w 13 komentarzu doradzałam jak można zapobiec temu na przyszłość.
Uważam, że jeszcze lepsze rozwiązanie jest podane przez autorkę komentarza 67 pod warunkiem,
że partner jest dojrzałym emocjonalnie mężczyzną i potrafi taktownie porozmawiać z matką.
Trzeba rozmawiać a nie dąsać się po kątach. Druga strona może się przecież wcale nie domyślać, że nas uraziła.
Skoro jednak autorka twierdzi, że "matka jej chłopaka"jej nie cierpi to pewnie coś w tym jest bo takie rzeczy się czuje. Stosunek nibyteściowej niekoniecznie musi być zawiniony przez autorkę (aczkolwiek dąsanie się sytuacji nie poprawia).
Może matka po prostu chciałaby aby syn ułożył sobie życie i dał jej wnuki?
Podejrzewam, że to właśnie on chce żyć bez ślubu ze stałą partnerką seksualną ale matka woli obwiniać
partnerkę. Myślę tak samo jak fejk, że zwykle pożycia bez ślubu chce jedna strona dodam od siebie, że ta kochająca mniej a kochająca bardziej podporządkowuje się temu i wierzy w zapewnienia o miłości.
A przecież jeżeli ktoś kocha naprawdę to nie zawaha się tego usankcjonować. Nie ma powodu
aby dwoje kochających się, uczciwych, dojrzałych ludzi nie chciało się pobrać dając w ten sposób wyraz temu, że traktuje swój związek poważnie i uważa za godny szacunku.
Czyli uważasz, że żonaci (zamężne) są godniejsi szacunku niż osoby stanu wolnego?
Trochę tu brak konsekwencji.
Rutyna. Ja osobiscie tylko dla rutyny się własnie wiążę.
Jak nie chce rutyny to skacze z kwiatka na kwiatek. Widac jak niedojrzali jestescie, skrzywdzeni przez swoich rodzicow/opiekunow, ktorzy nie poswiecali wam wiecej uwagi.
Ktorzy sadzili ze sami sie wszystkiego nauczycie. Pokolenie wychowankow facebooka... Niestety, zmarnowane pokolenie
Nie, nie uważam tak. Możesz troszkę przystopować z przypisywaniem innym ludziom pewnych opinii? Już mi przypisywałaś, że bycie mężatką kłóciłoby się z moim systemem wartości.
Fejk napisał dość długi komentarz, w którym nawet mówił obcej osobie co TRZEBA w jej sytuacji zrobić. Interesujące jest więc, jak i czy się stosuje do własnych "przykazań". Ale tu już jest ściana, łatwo innych oceniać, wypisywać co się uważa na ich temat, o sobie już niełatwo.
Ponieważ jednak zostawiłaś nutę wątpliwości, w swoim pytanio-twierdzeniu, to odpowiem Ci, CO uważam. Uważam, że każdy człowiek jest godny szacunku. I stan cywilny nie ma dla mnie żadnego znaczenia, nie jest dla mnie wyznacznikiem czyjejś wartości.
"Nie ma powodu
aby dwoje kochających się, uczciwych, dojrzałych ludzi nie chciało się pobrać dając w ten sposób wyraz temu, że traktuje swój związek poważnie i uważa za godny szacunku"
A właśnie jest 1 000 000 powodów, nie każdy chce, żeby państwo miało większy udział w jego życiu prywatnym niż jest konieczny.Co więcej małżeństwo jest pożyteczne tylko ze względów finansowo-prawnych, nie ma żadnej innej wartości. Nie widzę powodu, by formalizować tak intymne sprawy. Inna rzecz, jeśli ktoś jest wierzący, inna też, jeśli ktoś został nauczony, że małżeństwo jest konieczne do szczęścia. Nie Uwierzysz, jak wiele młodych dziewcząt nawet w 21. wieku uważa że bez męża są nic nie warte, że bez mężczyzny nie poradzą sobie w życiu. Ale to już kwestia skrzywdzenia przez rodziców.
A teraz, pozwolę sobie zrobić coś, co było tu z lubością czynione innych forumowiczom(choć zrobię to w łagodniejszy sposób, bez TWIERDZEŃ), którzy opowiadali swoje historie. Opisywali siebie, chcąc jedynie pokazać Tobie, czy innym ważnym damom, że życie nie jest czarno - białe. Oraz że to nie znaczy, iż te czy inne osoby są mniej godne szacunku, lub że ich związki służą jedynie rozładowaniu popędu seksualnego(jeśli w ogóle!).
Czy masz powyżej 40 lat?
Czy masz syna/synów?
Czy masz synową/synowe? Czy też koleżankę/koleżanki syna/synów?
Czy masz z nią/nimi złe stosunki, nie potrafisz się porozumieć, zrozumieć ich postępowania?
Czy zdarza się, iż uważasz że się niepotrzebnie dąsa/dąsają, bo złośliwości, które im prawisz, do tego nie uprawniają?
Czy pragniesz już wnuków, a nie masz ich jeszcze, nikt nie chce Ci obiecać, na kiedy będą?
Czy jesteś katoliczką, która cierpi z powodu niemalże pewności iż jej dziecko uprawia seks przedmałżeński?
A może te same pytania, tylko synów zmieniamy na córki?
Jakkolwiek odpowiedzi na pytanie nie brzmią*, jakieś Twoje problemy nie są według mnie wystarczającym powodem, by wysnuwać wnioski o całym pokoleniu, lub by przypisywać pewne zachowania obcym Tobie ludziom.
*nie oczekuję nawet odpowiedzi, po prostu zasmakuj własnego zachowania w lżejszej formie;
Katasza - ani to synonim, ani dobry zastępnik, jakie znaczenie ma twór "taki(taka/takie) znowu"z przymiotnikiem, zostało ci już wyjaśnione. Na razie wygląda to tak, jakbyś nie zauważyła, do kogo Czarna pije, a teraz starasz się wybielić. Co do logiki - skoro jesteś na politechnice, to aż dziwne, że tego nie widzisz. Ale biorę pod uwagę dwie sytuacje:
1. jeśli dobrze pamiętam, nawet politechniki mają teraz nakazane prowadzić kierunki humanistyczne - można więc studiować na politechnice, a ukończyć humanistyczną specjalność.
2. nie pokazano ci na tych studiach logiki w praktyce, co też by mnie nie zdziwiło - coś uczelnie wolą wykładać samą (albo głównie) teorię, niż poprzeć ją praktyką.
Co do matematyki jako przedmiotu humanistycznego... Sama przyznałaś, że wiesz, iż dawne słowo "humanista", a dzisiejsze słowo "humanista"to niebo, a ziemia, więc czemu się tego przyczepiłaś? Gdybyśmy dalej stosowali to słowo w jego dawnym znaczeniu, każdy, kto powiedziałby o sobie "jestem humanistą", dawałby do zrozumienia, że jest człowiekiem wszechstronnie wykształconym. Wszechstronnie, więc dotyczy to też przedmiotów ścisłych. Dziś, jak ktoś mówi "jestem humanistą"najczęściej ma na myśli "jestem na bakier z fizyką, matematyką, chemią..."itd. - ja o tym wiem, ty o wiesz, więc nie wiem, czemu założyłaś, że używam tego słowa w jego dawnym znaczeniu, skoro postanowiłaś mnie uświadamiać? Dla mnie jednak bardziej naturalne jest używanie słów w dzisiejszym znaczeniu, ale skoro tak stawiasz sprawę, to od razu zastrzegam, kobieto: jeśli napiszę do ciebie "kobieto", albo do jakiejkolwiek innej dziewczynie na tym portalu, to też mam na myśli kobietę w dzisiejszym rozumieniu, a nie w tym przeszłym, gdzie stanowiło wulgaryzm;)
I co do mojego "trzeba się zastanowić"- myślenie jeszcze nikomu (chyba :P ) nie zaszkodziło. Lepiej przemyśleć coś kilka razy, niż potem się przejechać, zwłaszcza, że kobiety mają większą skłonność robienia czegoś "ponad"sobą, bo ważniejsze jest dla nich szczęście innych, niż swoje (nie, nie dotyczy to każdej kobiety, nie, nie twierdzę, że kobiety są głupie i niemyślące i nie, nie uważam, że przez to są lepsze bądź gorsze w stosunku do pozostałej grupy). Chociażby kobiety, o których pisał(a?) Momerie - też by im nie zaszkodziło zastanowić się, czy rzeczywiście potrzebują męża, by stanowić jakąś wartość w swoich, bądź czyiś oczach. Jest to więc porada ogólna, a nie konkretny pocisk w stronę autorki komentarza, albo wręcz rozkaz, który, niewykonany, poskutkuje jakimiś nieprzyjemnościami z mojej strony. I nie, nie należę do osób, które radzą, a które same ze swoich rad by nie skorzystały.
Mimowszystko - widać musisz znaleźć sobie faceta, który będzie rządził twoim światem, bo skoro uważasz ślub za coś ważnego, to zapewne uważasz też, że bez ślubu jesteś niczym :D Tylko wiedz, zanim weźmiesz ślub, MUSISZ SIĘ NAD TYM ZASTANOWIĆ, bo co będę poprzestawać na "trzeba", teraz będę pisać, co ludzie MUSZĄ zrobić, a co!
A na serio - może i przesadyzm z tym spirytusem, ale koty i cycki to sama prawda - wespół razem rządzą chociażby internetem, więc czemu nie uznać, że całym światem? :D
Masz rację. Mój pogląd na ślub zdradza od razu mój brak szacunku do innych, mieszanie sie w życie prywatne drugich i ocenianie słuszności ich wyborów. Do tego również zdradza mój brak wyobraźni. A to tylko dla tego, że ja osobiście nie wyobrażam sobie życia w wolnym związku przez tyle lat.
Nie mam w zwyczaju obrażać innych nawet w internetach, dlatego też powstrzymam sie od napisania co sądzę o takich damessach, którą myślą "jestę ekspertę"i to w każdej dziedzinie. Myślę jednak, że życie i tak pokarało je tak wąskimi horyzontami myślowymi.
Oglądałeś kiedyś bajkę "Pinky i Mózg"?
Znowu udowadniasz, że nie rozumiesz tego, co czytasz. Jestem absolwentem politechniki, więc nie "jestem na polibudzie".
Zupełnie niezrozumiale piszesz coś o piciu Czarnej, ale wolę nie wnikać. :D
Co do Twoich prób oceniania mojej wiedzy i tego, czego mnie na studiach nauczono, na podstawie tego, że inaczej rozumiemy jedno zdanie, więcej to mówi o Tobie, niż o mnie.
Reszta Twoich stwierdzeń jest według mnie nieinteresująca, więc nie będę się odnosić.
Katuszo czy ty jesteś autorką yafuda, której długoletni partner wreszcie się oświadczył? Cieszę się razem z Tobą.
Najpierw nazwałaś mnie starą panną w nadziei, że mnie to dotknie, teraz sugerujesz, że
jestem niespełnioną w swych pragnieniach teściową.
A ja po prostu jestem kimś kto chłodno ocenia sytuację. Ponieważ nie uważam słowa "koleżanka"za obelżywe nie dąsam się też o twoje przytyki bo załóżmy, że mam powyżej 40 lat? - naprawdę uważasz to za taki wstyd, że przyjmę to jako obelgę albo chociaż się popłaczę?
Nie. Całkiem serio się nie przejęłam i nie udało ci się żadnym pytaniem trafić w mój słaby punkt. Taki pech.
Dawno nie miałam do czynienia z nadąsanymi młodymi
kobietami. Mam już takie szczęście, że członkowie mojej rodziny nie są obrażalscy,przeciwnie z poczuciem humoru.
Na dodatek wzajemnie się lubimy. Zdarzają się różnice zdań ale nikt nie zapisuje ich sobie w pamięci ani
nie leci z tym na yafuda.Edytowany: 2015:01:28 18:42:44
Dajcie sobie spokój Katasza to troll. Sprawdza do ilu komentarzy zdoła was podpuścić.
Nie chciałam Cię urazić żadnym z tych pytań, więc nie smutno mi, że tego nie zrobiłam. To nie miały być przytyki. Nie lubię nikogo do płaczu doprowadzać. Ja akurat odpowiedzi twierdzącej na żadne z tych pytań, nie uważam za powód do wstydu. Kilka świadczyłoby o problemach.
Autorką YAFUDa nie jestem.
Po raz setny powtarzam, że te przytyki o starych pannach były na wyrost, miałam nadzieję, że niektórych przystopują w ich twierdzeniach NA SERIO. Gdybym naprawdę tak uważała, że ktoś tu może się z takim myśleniem o sobie borykać, to bym tego w ten sposób nie ujęła. Po prostu przez hiperbolę chciałam pokazać, jak Was odbieram, jak wg mnie się w stosunku do innych zachowujecie.
Powiedz mi w takim razie, skoro na żadne z tych pytań twierdząco nie odpowiadasz, skąd u Ciebie taka potrzeba hierarchizowania związków obcych ludzi? Deprecjonowania?
Sama jesteś trolem.
Przypomniałąś mi świetnie do ciebie pasujący dowcip i to nie tylko ze względu na ostatnią wypowiedź. Oto on:
Żona czyści nożem patelnię. Zirytowany mąż żąda - przestań skrobać po teflonie. Na to żona: sam jesteś Poteflon.
Dyskutujesz z cieniami rozmówców.Dowodem na to jest żądanie wyjaśnienia tego co już zostało wyjaśnione. Wystarczy jeśli poczytasz ze zrozumieniem moje wcześniejsze wypowiedzi.
Niestety nie czytasz niczego ze zrozumieniem. Oto przykład:
88/Mimowszystko - Rozumiesz je tak, jak Tobie pasuje. I nie przemówi sie do Twojego rozsądku, że jak ktoś mówi: nie lubię grzybowej i nie wyobrażam sobie że będę ją jadła, to nie jest to równoznaczne
z tym, że nikt ma jej nie jeść (posłużyłam się już takim przykładem, bo może on trafi)
91/Katasza: Nadal nie pokazałaś mi, gdzie napisałam, że twierdzisz, że nikt ma nie jeść grzybowej.
----------------------
Wielokrotnie sama sobie przeczysz, przykłady:
116/ Katasza: Nie chciałam Cię urazić...Gdybym naprawdę tak uważała, że ktoś tu może się z takim myśleniem o sobie borykać, to bym tego w ten sposób nie ujęła.
45/ Katasza: Ogólnie, przepiękny festiwal Waszych kompleksów właśnie. Z reklamowaniem wyznawanego systemu wartości to ma prawie nic wspólnego. O wiele więcej z pretekstem do pozbycia się żalu spowodowanego tym, że nikt Wam się jeszcze nie oświadczył. :P
Mam nadzieję, że jestem wystarczająco wredna i bez szacunku, należy Wam się bardzo. Zdesperowanym, mentalnie starym pannom!
------------
106/ Chrabbina: Czyli uważasz, że żonaci (zamężne) są godniejsi szacunku niż osoby stanu wolnego?
Trochę tu brak konsekwencji.
108/ Katasza: Nie, nie uważam tak. Możesz troszkę przystopować z przypisywaniem innym ludziom pewnych opinii? Już mi przypisywałaś, że bycie mężatką kłóciłoby się z moim systemem wartości.
---------------
47/ Katasza: Nazwanie "babami"jest prześmiewcze, nie agresywne. Owszem, nie miało być pozytywne. Przepraszam za to, wybacz, że Cię uraziłam. Jednak nie przypisuj mi proszę na siłę agresji, akurat nie złością powodowany był mój odzew, ani ten, ani późniejsze.
1. Podtrzymuję.
2. Hiperbola, wyolbrzymienie, na wyrost, z przekąsem, NIE NA SERIO, nie uważam tak. Z powodu tej hiperboli, mimo wielokrotnego powtarzania,
("Po raz setny powtarzam, że te przytyki o starych pannach były na wyrost, miałam nadzieję, że niektórych przystopują w ich twierdzeniach NA SERIO.")
że NIE jest to napisane NA POWAŻNIE(bo emotikony nie wystarczyły), sądzisz, że ja tak uważam/łam. Chyba jednak Cię to zwyczajnie uraziło.
3. Podtrzymuję.
4. Podtrzymuję.
Nie wyjaśniłaś nigdzie, dlaczego czujesz potrzebę hierarchizowania i deprecjonowania związków innych ludzi. Pisałaś tylko o tym, jakie masz kryteria. Nie skąd potrzeba.
Ty się w ogóle nie przejmuj, wszystkie baby aż skręca z zazdrości, że ktoś ci się oświadczył.
Rozgryzłeś nas. Zazdrościmy, wszak to jest jedyna kobieta, która wyjdzie za mąż (po 10 latach związku):D
Może i nie jest jedyną narzeczoną na świecie, może nawet
odpowiada na to czego nie rozumie ale przynajmniej nie
deprecjonuje grzybowej.
Uwielbiam.
Grzybową.
Życzę Ci więc smacznego :D
Dziękuję. :D
Jestem w stanie nawet ugotować grzybową. W żaden sposób nie kłóci się to z moim systemem wartości :D
"Mamuśki, czyli PO MOIM TRUPIE!!!"^^
10 lat i nadal "chłopak"? Rozumiem że trzeba dobrze poznać osobę z którą chce się spędzić życie... No ale 10 lat to przesada
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
mimowszystko [YAFUD.pl] | 24 Stycznia, 2015 16:08
A może jej wstyd, że jesteście parą od ponad 10 lat a ona nadal nie może przedstawić Cię jako swoją synową?