Ojej, strasznie przykre. :( Przycisk "śmieszy mnie ta wpadka"jest tu nie na miejscu, powinno być 'mocne', czy coś w tym stylu.
^ A ja uważam, że najlepsze rozwiązanie zastosowało FML. Są dwa przyciski: „zgadzam się, twoje życie jest do d#py” i „zasłużyłeś na to”.
Odważna ta córka (i trochę bezczelna chyba nawet), tak się na obcym terenie chłopa obcego spytać wprost, gdzie są jego dzieci. Nie wiem, może teraz taka bezczelność jest pożądana u dzieci, bo mnie w dzieciństwie zawsze wychowano tak, że mam się nie odzywać bez pytania do obcych, ponieważ nagabywanie obcych było oznaką niegrzeczności i złego wychowania. Teraz być może dzieci wychowuje się inaczej, bardziej bezstresowo. Tyle, że z tego bezstresowego wychowania wychodzą później właśnie takie niezręczne sytuacje i nietakty, gafy.
@Daria, dzieci po prostu są szczere. Dziewczynka może być bardzo grzeczna i kulturalna, ale może zupełnie nie zdawać sobie sprawy, że pytanie o dzieci może być niezręczne lub nie na miejscu. Być może znajomi jej rodziców mają dzieci, więc jak znalazła się wśród dorosłych rezolutnie postanowiła poszukać rówieśników na własną rękę.
Przecież mnie nie chodzi o to, że ona sobie sprawy nie zdawała z tego, o co pyta. Nikt nie wymaga od dzieci, aby znały zasady savoir vivre. Po prostu fakt, że w ogóle miała odwagę podejść do kompletnie obcego dorosłego i to w kompletnie obcym sobie miejscu (ojciec pracuje tam dopiero od miesiąca) i ot tak sobie swobodnie zagadać do tego obcego, jakby to był jej wujek czy ktoś bliski, to to jest dla mnie jakiś niewyobrażalny hardcore. Z grzecznością i kulturą ma to raczej niewiele wspólnego, jak widać na powyższym yafudzie.
Jak ja byłam mała i zabierali mnie w jakieś obce miejsce wśród obcych ludzi, to mnie do głowy nawet nie przyszło, żeby zaczepiać tych obcych, nagabywać, pytać ich o coś, wtrącać się do rozmów czy coś w ten deseń. Było dzień dobry na początku, grzeczne odpowiadanie na pytania i na tym koniec. Do głowy mi nie przyszło, że można tak zaczepiać i zagadywać znajomych rodziców czy dziadków, i to jeszcze na jakimś spotkaniu "poważnym"w obcym miejscu. Po prostu tak byłam wychowana i to było dla mnie normalne. Dziecko nie wtrąca się w rozmowy dorosłych ani ich nie nagabuje i tyle, tak byłam nauczona. To, co teraz czytam, że 5-latka zaczepia jakiegoś (obcego sobie) pana dyrektora i pyta się go, gdzie jego dzieci, to jest dla mnie osobiście nie do pojęcia. Aż się zaczęłam zastanawiać, czy ta historia to nie jest fejk, bo to dla mnie jest wręcz nieprawdopodobne. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że mała jest po prostu rozpieszczona do granic możliwości i nie zna żadnych zasad. Ale to tylko moje zdanie, może teraz faktycznie inaczej się dzieci wychowuje i teraz takie zachowania są na porządku dziennym.
kiedy savage?!?!
@Daria - każdy wychowuje dzieci jak chce. Moim zdaniem dzieci rozpieszczone raczej próbują być w centrum uwagi. Z jednej strony niezręczna sytuacja, ale z drugiej strony to fajnie, że sama sobie potrafi coś zorganizować. Co daje wychowanie, jakie opisałaś? Faktycznie dziecko jest ułożone, ale niefajnie jak potem nie potrafi się tego wyzbyć i całe życie jest taką potulną owieczką.
Jako autor już tłumaczę. Córa zapytała się nieśmiało i bardzo grzecznie, nie wchodząc nikomu w słowo. I nie było to żądanie "GDZIE SĄ KULDE TWOJE DZIECI, BO NIE MAM SIĘ Z KIM BAWIĆ!", ale zwykle, naiwne, dziecięce pytanie - szukała dzieci do grupowej zabawy. Nie zaczepiała obcego faceta, podczas rozmowy cały czas stała ze mną i się przysłuchiwała. Dodam również, że nie jest rozwydrzonym dzieciakiem tak jak sugeruje to Daria, a jeżeli ona spotyka jedynie takie dzieci to współczuję - ale jacy rodzice takie dzieci - więc może czas zmienić znajomych?
@Daria: Kiedy czytam Twoje komentarze, przed oczyma pojawia mi się wizja palenia na stosie czarownic w ciemnych wiekach średniowiecza. Jeżeli masz własne dzieci, naprawdę szczerze im współczuję, bo pewnie traktujesz je w taki sposób, że rosną na anemiczne, pozbawione polotu, kreatywności, pewności siebie i jakiejkolwiek zaradności roślinki. Tak konserwatywnej, nie boję się tego powiedzieć - chorobliwie konserwatywnej osoby nigdy nie było mi dane spotkać twarzą w twarz i chyba wyszło mi to na dobre. Nie pozdrawiam.
@Daria Kiedy czytam twoje komentarze, przed oczami pojawia mi się obraz zahukanej dziewczyny, która ma do innych pretensje o to, że są bardziej śmiali. To dobrze, że mała jest przebojowa, takim w przyszłości łatwiej będzie nawiązywać znajomości, a to diabelnie pożyteczna umiejętność (każdy wie, jak świat wygląda i w jaki sposób się w nim różne rzeczy załatwia). Moim zdaniem to raczej rodzice, którzy tresują dzieci na nieśmiałych mruków, wyrządzają im krzywdę.
To ze dziecko zapyta kogoś delikatnie "Gdzie są Twoje dzieci"nie jest przejawem złego wychowania, ja pracuję z dziećmi i takie pytania czy podobne temu są normalne. Dziwne żeby dziecko siedziało cały czas cicho, nic nie mówiło... Tak jak Ty Daria byłaś wychowywana że nawet słowem się odezwać nie umiałaś to ja Ci współczuję. Ja jak byłam mała dowiedziałam się że zapraszałam ludzi obcych na herbatę (nie podawałam im mojego miejsca zamieszkania) i mimo tego nie byłam rozwydrzonym dzieckiem i nie wyrosłam na jakąś patologię...
no cóż, bywa
gościu nie powinien więcej próbować
nie dlatego, że się znowu rozczaruje
tylko dlatego, że ma wadliwy materiał genetyczny
a i żona może poronić
Równie dobrze mogło być tak, że tam "prawie"wszyscy mieli dzieci i się córce autora ubzdurało, że każdy przyszedł ze swoimi pociechami. Dzieci miały zabawę grupową, to córka zapytała pana (którego widziała samotnego, albo z żoną), gdzie są jego dzieci, bo, w domyśle, ominie je zabawa z innymi.
Yafudem jest tu nie zachowanie dziecka, a jakieś ograniczenie umysłowe dyrektora - rozumiem, że można dość emocjonalnie podchodzić do "swoich"dzieci, których nie udało się mieć, ale to przecież jasne, że 5-latka nie będzie miała o tym pojęcia, zwłaszcza, jak nie miała z tym kontaktu (ile osób z was, było w wieku 5 lat uświadomione, że jest coś takiego jak poronienie?). Zamiast więc się złościć i obrażać, dyrektor powinien do tego bardziej profesjonalnie podejść. Wiem, dyrektor - święta krowa, takie tam, zwłaszcza, że problemy jego małżeństwa jakąś szczególną tajemnicą nie były (skoro co najmniej kierownik o tym wiedział), ale to nie powód, żeby stwierdzić, że 5-latka jakiś sabotaż przeprowadza. Jakby mu tak temat dzieci przeszkadzał, to albo by nie organizował imprezy z dziećmi, albo by się na niej nie pojawił. Widać tu sporą niekonsekwencję od strony tego pana.
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
Ryjeczek [YAFUD.pl] | 01 Września, 2014 11:51
Ojej, strasznie przykre. :( Przycisk "śmieszy mnie ta wpadka"jest tu nie na miejscu, powinno być 'mocne', czy coś w tym stylu.